Czekając na naprawdę wybitne dzieło
2008-04-29 14:00:03 | Sopot„Don Giovanni" Mozarta to jeden z tych utworów, których nie trzeba przedstawiać. Opera wystawiana była na deskach teatrów na całym świecie. Tym razem interpretację sceniczną tego jednego z najważniejszych dzieł muzyki klasycznej zaprezentowała Opera Bałtycka w Gdańsku.
Kiedy trupa artystów zaprezentowała praskiej publice„Wesele Figara", miasto oszalało na punkcie Mozarta. Tamtejsza opera zamówiła u kompozytora kolejny utwór. Dla pogrążonego w długach i obarczonego obowiązkami (utrzymanie chorej żony i sześciorga dzieci), zarobek 100 dukatów był zbyt wielki, by odmówić. Od zamówienia do premiery upłynąć miało zaledwie osiem miesięcy.
Wiosną 1787 roku przystąpił do prac w szaleńczym tempie i pod ogromną presją. Zaczął tworzyć w Wiedniu, by skończyć już w Pradze, gdzie osobiście doglądał prób i dyrygował spektaklami. Początkowo, z uwagi na brak czasu, zdecydował się nawet zrezygnować z uwertury. Ostatecznie powstała w nocy z 27 na 28 października, na dzień przed długo oczekiwanym pokazaniem „Don Giovanniego" publiczności. Warto wspomnieć, że podczas premiery ozdobą widowni był sam Giacomo Casanova.
Libretto spisał Lorenzo de Ponte, na podstawie „Don Juana" Moliera. Opowiada historię rozpustnego Don Giovanniego, który mami i uwodzi kobiety bez względu na ich stan cywilny, wiek czy urodę. Jego szczęśliwa passa bawidamka zostaje przerwana, kiedy spotyka Annę. Dziewczyna pozostaje nieczuła na jego zaloty i kiedy Giovanni staje się nachalny, wzywa pomoc. Pojawia się jej ojciec Komandor, ratuje córkę, sam jednak ginie z ręki napastnika. To początek końca losów uwodziciela.
W Polsce pierwszy raz zaprezentowano historię Don Giovanniego w Teatrze Narodowym na Placu Krasińskich w Warszawie, 14 października 1789 roku. Gościem honorowym był król Stanisław August. Do Gdańska sława spektaklu dotarła w 1796 roku, kiedy to miała miejsce lokalna premiera w Teatrze na Targu Węglowym. W tym roku kontynuatorem tradycji wystawiania spektaklu została Opera Bałtycka.
„Don Giovanni" według Marka Weiss-Grzesińskiego, swoją premierę miał 13 kwietnia 2008 roku. Byłoby sensacją, gdyby kostiumy były dostosowane do pierwotnej epoki, ale tak się nie stało. Jagna Janicka zaprojektowała już dla Opery kostiumy do „Rigoletta" i „4&4". Niektóre z tych z „Don Giovanniego" są znakomite, inne kompletnie nietrafione. Nie mam pojęcia, dlaczego kostiumolodzy wciąż się upierają, by stroje pod żadnym pozorem nie były „z epoki", tylko wymyślają nowocześniejsze.
Zastanawia mnie także sens umieszczenia zdjęcia nagiego odtwórcy głównej roli na plakacie reklamującym spektakl. Operowy Giovanni, Michał Zalasiński, nie potrzebuje większej reklamy niż jego głos, a w spektaklu wcale nie biega nagi po scenie. Nie potrafię znaleźć uzasadnienia dla tej „artystycznej" wizji. Jego głos jest dostatecznie interesującym atutem.
Moim ulubionym wykonawcą spektaklu jest jednak Anna Mikołajczyk. Malutka, drobniutka kobietka o nadzwyczajnym głosie. Jej postać - Donna Anna - była ozdobną broszką na nijakiej scenie. Arie w jej wykonaniu to prawdziwa poezja dla ucha. Pozostali wykonawcy odegrali swoje role na bardzo przyzwoitym poziomie. W każdym razie za ten spektakl Opera Bałtycka nie musi się wstydzić, choć przesadnie chwalić się też nie ma czym.
Zastanawiam się kiedy zobaczę na deskach gdańskiej Opery dzieło naprawdę wybitne. Spektakl, który zaspokoi mój apetyt na piękno. Znając dobry smak Mozarta, zapewne nie byłby zachwycony tą adaptacją. Czy jednak określiłby to kiczem? Prawdopodobnie nie, ale „Don Giovanni" Opery Bałtyckiej to jedynie nieudolna próba poruszenia widza na taką skalę, na jaką czynią to najwybitniejsze światowe teatry muzyczne.
Natalia Klimczak
(natalia.klimczak@dlastudenta.pl)