Zbrodnia na Baronie Cygańskim
2008-01-18 12:03:21 | SopotJohann Strauss stworzył wiele ponadczasowych dzieł. Jednym z nich niewątpliwie jest „Baron Cygański". Tak znakomity autor i operetka zasługują na najbardziej staranne wykonanie, najdoskonalszych odtwórców i oprawę. Zabrakło tego wszystkiego podczas spektaklu w Polskiej Operze Bałtyckiej w Gdańsku.
Libretto operetki powstało na podstawie powieści Móraya Jókaia „Saffi". Spisane i ujęte w trzech aktach zostało przez Ignaza Schnitzera. To historia Sandora Barinkaya i cyganki Saffi, która rozgrywa się na pograniczu węgiersko tureckim w połowie XVIII wieku, a znajduje swój finał w Wiedniu. Łączy w sobie wątki romansowe z rozważaniami Straussa o kulturze cygańskiej. Otulona przepiękną muzyką, tak właściwa wiedeńskiemu twórcy, historia Saffi podbiła niejedną publiczność i jest wystawiana od 24 października 1885 roku.
Na deskach gdańskiej Opery Bałtyckiej, „Baron Cygański" gości po raz trzeci. Jako ostatni spektakl pod wodza dyrektora Włodzimierza Nowotki, miało być to przedstawienie wyjątkowe. Jednakże, spodziewając się po tej adaptacji wielkiej uczty artystycznej można się boleśnie rozczarować. Z wspaniałej operetki pozostała jedynie nadzwyczajna muzyka. Arie, choć przetłumaczone na język polski były odśpiewywane w taki sposób, że nie sposób było zrozumieć słów. Szczególnie przykre były popisy Joanny Horodko, wcielającej się w Saffi. Jej zawodzenie nie tylko było nieczytelne, ale i pozbawione emocji, tak że sopranowe piski operetkowej Saffi brzmiały podobnie bez względu na to czy była ona w danym momencie szczęśliwa czy smutna.
Kolejnym budzącym niesmak elementem była forma przedstawienia cyganów. Stroje, w które odziani byli aktorzy odgrywający ich role, wskazywały na to, że projektantka kostiumów przenigdy nie widziała prawdziwych podwładnych tytułowego Barona.
Ponadto grupa baletowa, która zaproszono do współpracy tańczyła nierówno, jeden z tancerzy podczas „Czardasza" najpierw wykonywał przeróżne podrygi nie przypominające wspomnianego tańca, by pod koniec zachwiać się i niemal przewrócić. Nadmienię, że „Czardasz" to jeden z najbardziej emocjonujących i energetycznych tańców, tymczasem w spektaklu jest on nijaki, pozbawiony tego impulsywnego uroku jakim powinien być obdarzony. Szkoda wspominać nawet o takich „drobiazgach" nawet o takich niedociągnięciach, jak fakt, że Sandor poszukując skarbu ojca tłucze łopatą w podłogę po czym odkłada ją i wyciąga skarb ze ściany.
Miała być uczta, pozostał niesmak. Aż ciężko na sercu się robi na samą myśl jak strasznie zepsuto dzieło mistrza Straussa i jak rozczarowano wielu widzów. Miejmy nadzieję, że wraz z pojawieniem się nowego dyrektora Opery Bałtyckiej, pojawi się też lepsza jakość spektakli oraz doznań artystycznych. W przeciwnym razie, oby więcej na tej scenie nie próbowano psuć doskonałości.
Natalia Klimczak
natalia.klimczak@dlastudenta.pl