Kiedy?2009-12-04
Gdzie?Gdynia, Klub Ucho
Gdańsk
Koncert promujący najnowszy krążek Hey - "MIŁOŚĆ! UWAGA! RATUNKU! POMOCY!"
Punkty sprzedaży:Klub Ucho
www.ticketonline.pl
Fot. Krzysztof Kozanowski/QL Music
Długo
trzeba było czekać na nową studyjną płytę Hey. W tym czasie zespół
wydał album z zapisem koncertu MTV Unplugged – świetnie przyjęty przez
krytykę i publiczność (trzykrotna platyna). Był to zarazem rodzaj
podsumowania dotychczasowej działalności, prowokujący do nowego
otwarcia... Przynosi je „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!”. Płyta, na
której grupa wkracza w zupełnie nowe dla siebie rejony. „Hey nie
składał ślubów odnośnie stylistyki, w jakiej będzie się poruszał” –
deklaruje Katarzyna Nosowska, charyzmatyczna wokalistka grupy.
„Od
lat chętnie zapraszamy publiczność na imprezę, ale nie obiecujemy, że
zawsze będziemy podawali te same trunki i potrawy. Bez publiczności
bylibyśmy nikim, jednak elementarna uczciwość nakazuje podążanie za
tym, co w danym momencie czujemy, a nie za oczekiwaniami z zewnątrz”.
Wtóruje jej gitarzysta i współkompozytor większości materiału, Paweł
Krawczyk: „To kwestia wewnętrznego imperatywu, czuliśmy że tak trzeba
zrobić. Świat idzie do przodu, ludzie się rozwijają – i zespół też.
Czasami skomponuję na gitarze jakiś fajny motyw, który brzmi tak
klasycznie, że od razu wiem, że trzeba go czymś złamać. Na przykład
bardziej elektroniczną sekcją. Zagranie go tradycyjnie nie byłoby
niczym ciekawym, byłoby powielaniem przeszłości”. Muzycy sięgnęli więc
po nowe brzmienia, starając się generować je w naturalny sposób. „To w
dalszym ciągu jest praca moich rąk, tylko że czasami nie na akustycznym
bębnie, tylko gumowym padzie” – mówi perkusista, Robert Ligiewicz.
„Gramy
na żywo, tyle że innymi brzmieniami”. Krawczyk z kolei opowiada o
fascynacji klasycznymi instrumentami klawiszowymi (jak Moog czy
Wurlitzer), a drugi gitarzysta, Marcin Żabiełowicz, o tym że liczne na
płycie gitary czasem brzmią zupełnie nie gitarowo. Na instrumentach
klawiszowych grało w sumie kilka osób: obaj gitarzyści, producent
albumu, a gościnnie Przemek Myszor (z Myslovitz) i Jarosław Jóźwik
(Łąki Łan oraz UniSexBluesBand). Duże wrażenie robią partie wokalne.
Wielogłosowe i wielowymiarowe w porównaniu z tym, co w Hey było
dotychczas. Duża w tym zasługa nowego producenta, Marcina Borsa, który
pracował z Nosowską przy jej solowej płycie „UniSexBlues” i albumie z
piosenkami Agnieszki Osieckiej.
„Nie ukrywa, że była osobą
zachęcającą do tego, aby przynajmniej zakosztować współpracy z kimś
innym” – opowiada wokalistka, która opracowała efektowne partie już na
etapie domowych nagrań demo. „Byliśmy bardzo związani z Leszkiem
Kamińskim. W momencie realizacji każdego nowego projektu był niemal
członkiem zespołu. Wiedziałam jednak, że tym razem chcę nagrywać wokale
z Borsem. Zrobiłam z nim dwie płyty i wiem, że on dysponuje jakimś
tajemniczym zaklęciem, które potrafi wycisnąć ze mnie więcej, niż
wydaje mi się, że potrafię. Rzeczy, które w domu były zaśpiewane spod
żebra, po cichu, na płycie podane są z maksymalnym nakładem emocji.
Pomyślałam, że Hey też zasługuje na to, żebym się otworzyła, bo
dotychczas śpiewałam tu dwiema barwami”. Samo wykonanie to nie
wszystko. Zwracają uwagę teksty. Bardziej poważne niż na wcześniejszych
płytach Hey, bardziej refleksyjne... „Tak naprawdę uświadomiła mi to
koleżanka, która też jest autorką” – wyznaje Nosowska. „Stwierdziła, że
po raz pierwszy nie puszczam w tekstach oka. Że nie ma tu zabawy ze
słowem, ironicznego podejścia do rzeczywistości i do samego pisania...
Że są to teksty najnormalniej w świecie liryczne. Przez ostatnie cztery
lata głównym motywem w moim życiu były emocje. Intensywne emocje.
Emocje były motywem przewodnim – gdzie nie spojrzeć ludzie je
przeżywali...
Ta płyta stwarza możliwość, by rozliczyć się z
emocjami, przyjrzeć im bardziej wnikliwie i spróbować je z siebie
zrzucić”. Ktoś mógłby powiedzieć, że artystka zbliżyła się do swojej
twórczości solowej, ale... To zupełnie inna rzecz. „Projekt solowy był
przestrzenią, której potrzebowałam, by poruszać się w zupełnie dowolny,
swobodny sposób, z innymi ludźmi” – wyjaśnia Katarzyna. „Wcale nie jest
powiedziane, że ponieważ pierwsze płyty były elektroniczne, już zawsze
będę eksplorowała pod szyldem solowym te rejony. Nie – tam mogę zrobić
absolutnie wszystko. Nie jest powiedziane, że następnej płyty nie
nagram radykalnie punkowej albo z bębnami tybetańskimi... Natomiast w
zespole Hey jestem częścią zbioru ludzkiego. I trochę mnie nawet
fascynuje całe zamieszanie, ludzie sami nie wiedzą jak mają to
postrzegać”.
Równie nietypowe jak zawartość „Miłość! Uwaga!
Ratunku! Pomocy!” było miejsce nagrywania materiału. Zespół nie
skorzystał tym razem z wiejskiego domu basisty Jacka Chrzanowskiego.
Wybrał się do... Krainy Westernu. Kowbojskiego parku tematycznego
nieopodal Warszawy. „To replika miasteczka z westernów wybudowana od
podstaw w szczerym polu” – mówi Ligiewicz. „Przez cały sezon letni jest
otwarte jako atrakcja turystyczna, a my nagrywaliśmy w kwietniu, gdy
jeszcze nie było ogólnie dostępne”. Żabiełowicz: „Warunki mieszkaniowe
są tam lepsze, niż u Jacka, i już na pierwszej wizji lokalnej
stwierdziliśmy, że fajnie byłoby wybudować reżyserkę w saloonie, a
nagrywać w sali biesiadnej”. Krawczyk: „Chodziło o totalną swobodę, o
piękne miejsce na mazowieckiej równinie i że cały czas byliśmy razem,
przez miesiąc razem mieszkaliśmy”. Nosowska nie towarzyszyła
instrumentalistom. „Pojawiłam się tam dwa czy trzy razy... W Święta
Wielkanocne przywiozłam pożywienie, poza tym zajmowałam się sprawami
domowymi w Warszawie i pisałam teksty.
Czekałam na swoje
wejście, które – od początku to było dla mnie jasne – będzie miało
miejsce we Wrocławiu”. W studiu Fonoplastykon Marcina Borsa wokalistka
po raz pierwszy zjawiła się w maju. Swoje partie nagrała w trakcie
kilkunastu sesji – ostatnia odbyła się w lipcu. Całość materiału była
gotowa w połowie sierpnia 2009 roku. O tym, że jest inaczej świadczy
już pierwszy singel, „Kto tam? Kto jest w środku?”, o tanecznym wręcz
rytmie. „To piosenka, która nie weszła na płytę [sic!]” – mówi
Krawczyk. „Z pierwotnej wersji został właściwie tylko temat od którego
się zaczyna: kiedyś grany na gitarze, teraz na Wurlitzerze. Półtora
roku temu wpadłem na pomysł, żeby to opracować zupełnie inaczej.
Chciałem zrobić prostą piosenkę – taneczną czy wręcz dyskotekową”.
Radosnym dźwiękom towarzyszy mocny tekst: „Mogę szczerze powiedzieć, że
to jest pierwszy mój tekst dotyczący przyjaźni” – wyznaje Nosowska.
„Zjawiska upragnionego przez wszystkich ludzi, ale bardzo trudnego do
zrealizowania. To tekst o zdejmowaniu ciężaru, trosk z barków drugiej
osoby...
O próbie wykrzesania z siebie bezwarunkowych emocji w
stosunku do drugiego człowieka”. W utworze tytułowym słychać
połączenie bluesowo-country’owej riffu gitary z elektroniką. Krawczyk:
„Pomyślałem, że fajnie byłoby gdyby płyta nazywała się tak jak ta
piosenka. Nie znaliśmy wcześniej tekstów i kiedy usłyszałem to po raz
pierwszy, bardzo spodobał mi się zbitek tych słów”. Wokalistka stosuje
w refrenie bardzo ekspresyjną, wykrzyczaną partię: „Bardzo długo nie
mogłam wymyślić refrenu. I we Wrocławiu, tuż przed sesją, uświadomiłam
sobie że ma to zabrzmieć właśnie tak. Bałam się to zaprezentować
Borsowi. Powiedziałam, że nie można nawet tego nazwać melodią... Ale
czułam, że tak właśnie powinno być. Byłam pewna, że mnie pogoni, lecz
stwierdził że jest OK, że nie spodziewał się takiego rozwiązania”.
W
utworze „Stygnę” słychać fascynację folkiem, a Nosowska śpiewa kolejny
tekst na serio: „Nie wolno sobie pozwalać na nonszalancję w traktowaniu
czasu. Trzeba się ze wszystkim spieszyć – z gestem, ze słowem – bo
moment ostateczny jest indywidualny i wcale nie jest powiedziane że
tożsamy ze starością”. Równie mocny jest przekaz „Umieraj stąd”, w
warstwie muzycznej inspirowanego Beatlesami: „Szukałam zbitki słownej,
która brzmiałaby gorzej niż wulgaryzm mający na celu przegnanie kogoś
ze swojej przestrzeni. Udało się." ”Obecnie pracujemy nad tym, aby
wyjątkowa płyta doczekała się wyjątkowej oprawy koncertowej – mówi
Nosowska – Nowy materiał planujemy zagrać w całości, przygotowujemy też
specjalną oprawę wizualną”. Jak poradzą sobie z odtworzeniem studyjnych
brzmień? „Pewne rzeczy, które wygenerowaliśmy w studiu mamy w
samplerze. Reszta będzie grana na żywo”.
Instrumentami
klawiszowymi zajmie się gościnnie Krzysztof Zalewski, który będzie też
śpiewał. „Linia wokalna składa się z dwóch równoprawnych członów” –
wyjaśnia wokalistka. „Krzysiek jest osobą, która świetnie śpiewa i ma
dużą skalę. Najbardziej potrzebuję z jego głosu spektakularnych gór”.
Trasa koncertowa „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” rusza w połowie
listopada, a zakończy się tuż przed Świętami Bożego Narodzenia.
fot. K i A Vitkovscy