O chłopcu, który bębnił w bębenek
2008-01-28 11:42:39 | SopotW podziemiach Ratusza Staromiejskiego w Gdańsku, mieści się restauracja „Turbot”, która jednocześnie jest siedzibą Stowarzyszenia Guntera Grassa. Być może to tam narodziła się idea zorganizowania uroczystych obchodów urodzin gdańskiego noblisty. Na przekór wielu przeszkodom, na początku października 2007 roku, do Gdańska zjechali sympatycy twórczości Grassa. Zaplanowano wiele absorbujących wydarzeń naukowych i kulturowych, ale kulminacyjnym miał być spektakl. Urodzinowy wieczór, 6 października, pisarz celebrował w gmachu Teatru Wybrzeże na światowej premierze pierwszej teatralnej adaptacji powieści, która uznawana jest za jego najwybitniejsze dzieło.
Kiedy Adam Nalepa otrzymał propozycję stworzenia teatralnej wersji „Blaszanego bębenka”, wiedział, że taką szansę los daje raz w życiu. Bezzwłocznie, wraz z dramaturgiem Jakubem Roszkowskim, rozpoczął pracę. Zaadaptowanie prozy dla potrzeb scenariusza teatralnego nie jest prostym zadaniem, szczególnie gdy materiał jest tak obszerny jak bębenkowa trylogia. Jest w niej tak wiele wątków i scen, które aż się proszą o artystyczną wizję przełożoną na deski teatru. Spośród tego przesytu należało wyodrębnić to co w „Blaszanym bębenku” najgłębsze i najważniejsze.
Stały bywalec trójmiejskich teatrów, reżyser spektaklu o Oskarze Matzerathcie, przyjeżdżając do pracy w Teatrze Wybrzeże, miał pewne wyobrażenia i marzenia odnośnie obsady. I trzeba mu przyznać, że gust ma nie lada. Oto w jednej sztuce zgromadził tak znakomitych aktorów jak Ryszard Ronczewski, Grzegorz Gzyl, Krystian Wieczorek, Małgorzata Brajner, Alina Lipnicka i Maria Mielnikow. Nagłowił się jednak przy obsadzeniu roli Oskara. To musiał być ktoś wyjątkowy. Pierwotny pomysł nie wypalił, kolejne propozycje nie zadowalały. Wreszcie pojawił się niewysoki, 24-letni blondynek. Jego powierzchowność i sposób zachowania wyzwoliły podczas pierwszych prób w reżyserze skrajne emocje. Jak wspominał później:
Raz chciałem go złapać za ramiona i uderzyć nim o ścianę, innym razem przytulić mocno jak dziecko.
Taki właśnie musiał być Oskar Matzerath. Tej postaci nie mogło grać ani dziecko, ani karzeł. Choć Oskar nie rośnie od trzeciego roku życia, dojrzewa w dużej mierze jak inni chłopcy. Z czasem pożąda jak mężczyzna, ma typowo męskie ciągoty i marzenia, a jednak wciąż bębni na swoim bębenku, który dostał na trzecie urodziny i który stał się jego manifestem przeciw dorosłości. Dojrzewa, a jednak wciąż chce być dzieckiem i jak ćma, która bębniła między sobą a żarówką kiedy się urodził, on bębni na swoim bębenku.
Idealny do tej roli wydał się charyzmatyczny Paweł Tomaszewski o twarzy na poły mężczyzny na poły chłopca. Jego przejmująca, pełna ekspresji gra sprawia, że Oskar ożywa. To, co ten młody aktor wykrzesał z tak trudnej do zinterpretowania osobowości, zasługuje na ogromne brawa. Jego krzyk długo dźwięczy w uszach.
Kostiumy przygotowała Violetta S. Cyrankowska, której pracownia przez kilka tygodni przez spektaklem tętniła energią i pomysłowością. Zaprojektowała i doglądała wykonanie przez zręczne dłonie teatralnych krawców niemal stu kostiumów. Inspiracją dla niej były książkowe wypowiedzi Oskara. Jeśli na przykład widział on ciotkę Gretchen jako całą w koronkach, to Maria Mielnikow nosi koronki od stóp po szyję. Scenografię przygotował Jak Kozikowski.
Na próby przed premierą było bardzo niewiele czasu. Jedyne dwa miesiące musiały wystarczyć na przygotowanie sztuki, na którą miały zwrócić się spojrzenia miłośników Grassa z Polski i ze świata. Ostatnie dni przed pokazaniem światu swojego dzieła, Adam Nalepa pracował jak w transie. Zapominał o jedzeniu, spaniu, wypoczynku. Wciąż bębnił mu w głowie jego „Blaszany bębenek”.
Wreszcie, 6 października mistrz-czarodziej Berba (Ryszard Ronczewski) zaprosił przybyłych tłumnie na premierę, do swojej Piwnicy pod cebulą. Ludzie przychodzą tam by kroić cebulę i dać upust swoim łzom, chcą się oczyścić. Choć nasze czasy nazywane są wiekiem łez, nie potrafimy już płakać. Właśnie dlatego kroimy u Berby cebulę. Spektakl, który został przygotowany z ogromną pasją i poświęceniem, za pomocą zaskakujących i często kontrowersyjnych rozwiązań, jest prezentacją najbardziej uniwersalnych przesłań zanotowanych niegdyś pieczołowicie przez Grassa. Podzielona na dwa akty sztuka zaskakuje niecodziennością i przekazem. Pierwsza część, utrzymana bliżej realiów powieści, pomaga nam zaprzyjaźnić się z postaciami, by w drugim akcie pozwolić im się porwać w odważnie zrealizowaną podróż przez odczucia i przeżycia tego, wokół którego kręci się cała opowieść.
Zarówno Adam Nalepa jak i Paweł Tomaszewski, postawili sobie wysoko poprzeczkę. Jako pierwsza polska sztuka reżysera, który pochodzi z Chorzowa, ale od niespełna 30 lat mieszka w Niemczech, „Blaszany bębenek” wysoko podniósł próg oczekiwań widza odnośnie jego kolejnych spektakli. Paweł Tomaszewski zaś swoją genialną kreacją Oskara przyzwyczaił bywalców Teatru Wybrzeże do swojej nietuzinkowej gry, którą wprost „kupuje” widza.
W kilka miesięcy po premierze „Blaszany Bębenek” nie schodzi z afiszów. Z całego świata spływają zaproszenia. Wszyscy chcą podziwiać dzieło Adama Nalepy i jego zespołu. Z pierwszą wizytą zawitają do Warszawy już w kwietniu. Dokąd potem zawiodą ich drogi jeszcze nie wiadomo. Pewnym jest natomiast, że Gunter Grass ma ogromną nadzieję na ponowne spotkanie ze spektaklem w swoim drugim domu – Lubece. Na kolejne spektakle w Gdańsku, Teatr Wybrzeże zaprasza już od 26 lutego.
Natalia Klimczak
natalia.klimczak@dlastudenta.pl